wyjatkowo nastawilem budzik...wyjatkowo na niego wstalem...
a tylko po to aby udac sie na...-PRZYSTANEK AUTOBUSOWY - na ktorym noc wczesniej wykrylem niezabezpieczone WiFi (chwala nokii z WiFi)
spacerek...wklejam pare fotek i opisy...komp zamula wiec reszte fotek dokleilem teraz (kafejka internetowa = 1 euro za godzine) :D
po przystanku - chlup chlup w baseniku...
z balkonu krzyknela do nas Madli (przyleciala o 4 nad ranem - a pomyslec ze przez chwile bylem na tyle szalony ze tez chcialem tym samolotem leciec--wariat)
o 10.30 udalismy sie do Prosvasi aby ogolnie obgdac warunki wolontariatu...Frappe, ciasteczko i papa...wolne
wiec lunch, basenik (tak tak mamo wiem ze nie wolno ale tyklo sie zamoczylem)
skwarek przed hotelem....
i w droge zwiedzic zamek
Zamek to zamek na zamku - wiec w srodku mozna zobaczyc zamurowane luki i drzwi (obecnie znajduja sie tam rozne archeologiczne znaleziska), ogolnie ciekawa sprawa.
Roberto zrywa cytryne z drzewka i idziemy z Madli i jej mama na plaze miejska...
plum plum, skwarka i do kafejki napisac pare slow i dokleic fociaki..
ale o tym juz bylo.
Wieczorkiem zabieraja nas do tawerny wiec pewnie beda KALAMARKI :D
kochanie szkoda ze cie nie ma...
wezme pare w kieszen dla Ciebie ;)
....................
kolacja była...pełna żarełka - ale kalamarków nie było - były za to mieska sery pasty...poprostu sporo ciekawego jedzonka... :D
pyyyycha